Siła mięśni czy siła umysłu?
Na świecie niewiele jest osób, o których można powiedzieć, że osiągnęły szczyt i do wszystkiego doszły własną, ciężką pracą i wytrwałością. Jedną z takich osób jest doskonałe wszystkim znany Arnold Schwarzenegger. Przymiotnik "ciężki" opisujący w zdaniu powyżej pracę, w kontekście życiowych osiągnięć i dokonań w tym konkretnym przypadku, trzeba rozumieć bardzo, do bólu wręcz dosłownie. Całą sportową karierę, a później początki aktorskich występów, Arnold oparł na doskonale prowadzonym, mordercznym treningu z obciążeniem. A nie było lekko... Zanim jednak przejdziemy do spraw, które kojarzone są ze Schwarzeneggerem w pierwszej kolejności, przybliżmy sobie nieco inne, równie interesujące fakty.
Początek drogi.
To, że Arnold Schwarzenegger z pochodzenia jest austriakiem, wie każdy, kto choć raz zainteresował się postacią aktora - kulturysty. Niewielu jednak wie, że słynny Terminator ma na drugie imię Alojzy! Ściślej rzecz ujmując germańsko brzmiące - Alois. Urodził się dwa lata po zakończeniu II wojny światowej, toteż w 2017 roku obchodził siedemdziesiąte urodziny. Ojciec młodego Arnolda chciał by ten poszedł w jego ślady i został policjantem, ale nastolatek miał dla siebie inne plany. W wieku 13 lat pierwszy raz wybrał się na siłownię. Zainspirowany filmowym Herkulesem, w którego rolę wcielił się Steve Reeves, wiedział, że chce dokładnie tego samego. Wielkiej sylwetki i wielkiej sławy. W 1960 roku odpuścił treningi piłkarskie i zajął się na poważnie kulturystyką. Już pięć lat później przyszły pierwsze, poważne sukcesy. Zwycięstwo w juniorskiej edycji Mr. Europe, okupione tygodniową odsiadką w więzieniu za dezercję z austriackiej armii, pozwoliło mu wypłynąć na szersze wody. Warto było samowolnie opuścić koszary, bo start i zwycięstwo w konkursie otworzyło 18-letniemu Schwarzeneggerowi wiele drzwi. Umożliwiło między innymi wyjazd do Londynu, gdzie pod okiem fachowców mógł profesjonanie trenować w siłowni. Poza litrami wypoconymi przy przerzucaniu żelaza, Arnold, także w pocie czoła, uczył się języka angielskiego. Kto wie czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy słynne "I'll be back.", gdyby nie ten londyński okres w życiu aktora. Pierwszy, prawdziwie potężny cel do którego zrealizowania dążył rozpoznawalny już w Europie (i po trochu także za oceanem) kulturysta, to zwycięstwo w zawodach Mr. Universe. Tytuł ten wywalczył w spektakularny sposób, w wieku zaledwie 20 lat, w roku 1967. Do dziś nikomu równie młodemu nie udało się tej sztuki powtórzyć.
Jedyny i niepowtarzalny.
Marzenia o zostaniu wielkim w dosłownym znaczeniu stawały się faktem. Schwarzenegger harował za trzech, poprawiał obwody w klatce, udach i bicepsach, by w końcu przenieść się do najslynniejszej siłowni świata, prawdziwej Mekki kulturystów, prowadzonej przez równie słynnego Joe Weidera (tak, tego od 6-tki Weidera) Gold's Gym w Venice Beach w Kalifornii. To w tej siłowni rozwinęła się jego legenda. Łącznie cztery tytuły Mr. Universe i siedem tytułów w najbardziej prestiżowych zawodach kulturystycznych na świecie - Mr. Olimpia to absolutny szczyt szczytów w sportach sylwetkowych. W pokonanym polu zostawiał takich tuzów kulturystyki jak Sergio Oliva, Franco Columbu, Lou Ferrigno czy Serge Nubret. Dominacja była niezaprzeczalna. Gdy konferansjer zawodów ogłaszał kto zwyciężył, wystarczyło, że powiedział "The One and Only!" i wszystkie spojrzenia wędrowały w stronę Arnolda Schwarzeneggera. Każdy wiedział, że mistrz jest tylko jeden.
Niedościgniony wzór.
Sylwetka, którą poprzez morderczy trening, dietę i wiele innych wyrzeczeń wypracował późniejszy gubernator Kalifornii, po dziś dzień pozostaje wzorem dla milionów mężczyzn uprawiających zawodowo i amatorsko kulturystykę. To co wyróżniło i wciąż, po niemal czterdziestu latach wyróżnia budowę Arnolda z lat 70-tych, to doskonałe proporcje jego ciała. Ponad półtora metra obwodu klatki piersiowej przy zaldwie 86 centymetrach w pasie i okrągłe, 56 centymetrowe bicepsy to niedościgniony obecnie wzór. Na scenie, wśród największych kulturystów, odznaczało go coś jeszcze. To niesamowita pewność siebie, która u innych mogłaby być wzięta za niegrzeczny, nieprzyzwoity przejaw braku skromności czy arogonację, ale nie u Arnolda. Niespotykana wprost charyzma kazała wszystkim wokół kibicować właśnie jemu. Nie dało się go po prostu nie lubić. Do kanonu bodybuildingu przeszły jego rady odnośnie budowania masy. "Jeśli biegniesz, a możesz iść, to idź. Jeśli idziesz, a możesz stać, to stój. Jeśli stoisz, a możesz siedzieć, to usiądź. Jeśli siedzisz, a możesz leżeć, to się połóż. Skoro już leżysz - zdrzemnij się!" To prawdopodobnie przez niego, niektórzy kulturyści, by oszczędzić energię i nie spalić kalorii, gdy budują masę ciała, nie zmuszą się by podbiec nawet kilka metrów do uciekajacego im tramwaju czy autobusu. Oszczędniej jest poczekać spokojnie na następny. Także metody treningowe mistrza są powielane i naśladowane przez kolejne pokolenia amatorów budowania mięśni. Filmy, dostępne między innymi w serwisie YouTube, są odtwarzane na potęgę przez szukajacych inspiracji i motywacji. Młodzi kulturyści kopiują całe plany treningowe, by zbliżyć się do poziomu Arnolda.
Od wojownika z Cymerii do przyjacielskiego bliźniaka.
Gdy w kulturystyce osiągnął już tyle, że jego nazwisko stało się na całym Świecie synonimem osoby dobrze zbudowanej, postanowił realizować kolejne marzenia. Te o byciu wielkim w mniej dosłownym znaczeniu. Chciał, tak jak jego idol z czasów młodzieńczych - Steve Reeves, zostać aktorem. Jako, że nie uznawał półśrodków i wiedział, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko, postanowił zostać największym, najbardziej popularnym i rozpoznawalnym aktorem w historii. Czy cel ten osiągnął? Niech każdy sam oceni.
Większość ról, w których obsadzali go producenci filmowi to postaci bazujące na potężnych rozmiarach aktora i jego twardym akcencie. Z początku traktowany jako ciekawostka w świecie Hollywood, powoli i konsekwentnie wyrabiał sobie markę. W 1970 roku wystąpił na dużym ekranie jako "Herkules w Nowym Jorku". Gdy ponad dziesięć lat wcześniej, w kinowej sali podziwiał Reevsa w roli mitycznego herosa, nie mógł przypuszczać, że kiedyś także wcieli się w tę postać. Chociaż czy na pewno tego nie przewidział?
Po przygodzie z Herkulesem, do filmu wrócił po dwunastu latach. Główna rola w blockbusterze "Conan Barbarzyńca" przyniosła mu jeszcze większą sławę. Wtedy tak na prawdę dał się poznać szerokiej publiczności. Wcześniej był popularnym sportowcem, znanym z filmów dokumentalnych (świetny "Pumping Iron" o przygotowaniach i sukcesach w Mr. Olimpia). Teraz u schyłku jego sportowej kariery każdy chciał zobaczyć jakim jest aktorem. Egzamin zdał oczywiście celująco. Dwa lata po premierze "Conana Barbarzyńcy", filmową nieśmiertelność przyniosła mu rola cyborga. Terminatora nie mógł zagrać nikt inny. Wielkie ciało, oszczędna mimika, obcy akcent i doświadczenie w pracy na planie to atuty, które przekonały Jamesa Camerona do powierzenia roli właśnie Schwarzeneggerowi. Zainwestowane pieniądze zwróciły się kilkunastokrotnie! Od tego momentu to Schwarzenegger wybierał dla siebie scenariusze. Stał się gwarantem kasowego sukcesu i nie każdy producent mógł pozwolić sobie na współpracę z nim. Lata 80-te obfitowały w historie napisane dla wielkich twardzieli. Chuck Norris, Steven Segal, Jean-Claude van Damme, Sylwester Stallone i oczywiście największy z nich - Arnold mieli w czym wybierać. Druga część "Terminatora", "Predator", "Commando" czy "Pamięć absolutna" to hity, które rozsławiły nazwisko Schwarzeneggera. A może to on rozsławił te filmowe dzieła? Aktor doskonałe sprawdził się także w rolach komediowych. Liczne grono fanów wyżej ceni sobie filmy, w których wielka postura Arnolda kontrastuje z gołębim sercem kreowanych przez niego postaci. Utrzymane w nurcie komediowym "Gliniarz w przedszkolu" lub "Bliźniacy" udowadniają, że talent aktorski Tetminatora, dorównuje jego osiągnięciom na scenie kulturystycznej.
Terminator - Gubernator.
Gdy w kinach grali pierwszego "Terminatora", Arnold był jeszcze Austriakiem. Kiedy grali część drugą, był już pełnoprawnym Amerykaninem. Obywatelstwo USA otrzymał w 1983 roku. Tutaj znów pojawia się pytanie czy w chwili przekazywania mu amerykańskiego paszportu planował już karierę w polityce? To wie pewnie tylko sam zainteresowany.
Losy dotychczasowej kariery politycznej aktora - kulturysty, były równie błyskotliwe co te związane z siłownią i kinem. Związana jest z nimi także kolejna ciekawostka. Arnold w 1986 roku wziął ślub z pewną piękną prezenterką telewizyjną - Marią Shriver. Kobieta jest córką siostry najpopularniejszego z prezydentów - Demokratów, Johna Kennedy! Ślub z siostrzenicą symbolu Partii Demokratów, nie przeszkodził początkującemu politykowi zostać członkiem Partii Republikańskiej! Jak by tego było mało, ambicje spełnionego w innych dziedzinach życia Arnolda, kazały m'u wysoko mierzyć. Ponownie ciężka praca, wytrwałość, charyzma i wspomniana ambicja zaprowadziły go w 2003 roku do fotela Gubernatora najbogaszego, najliczniej zamieszkałego, więc najbardziej liczącego się w USA stanu - Kalifornii. Do historii przeszły spotkania Gubernatora w plenerze z tysiącami fanów - wyborców. Trzeba zadać sobie pytanie czy kariera polityczna Schwarzeneggera zatrzyma się na tym etapie? W chwili obecnej przepisy nie pozwalają kandydować na prezydenta USA osobie, która urodziła się z innym obywatelstwem niż amerykańskie. Wybór Baracka Obamy urodzonego w Kenii był kontrowersyjny. Nominacja Teda Kruza urodzonego w Kanadzie także. Ostatnio Arnold otwarcie krytykuje skłóconego z Republikanami Donalda Trumpa, czyżby szykował się do nominacji prezydenckiej z ramienia tej partii? To wie chyba tylko on. Nam czas pokaże!
Człowiek symbol.
Arnold Schwarzenegger to niewątpliwie ikona. Zarówno w świecie kulturystyki, filmu jak i polityki. Z uporem maniaka dąży do spełnienia marzeń. Obiera sobie najwyższe, najtrudniejsze cele i konsekwentnie je realizuje. Każdy jest kowalem swojego losu. Arnold jest czymś więcej. Kowal zamienia żelazo w potrzebne przedmioty. Arnold, jak król Midas, zamienia wszystko w złoto. Niesamowita pewność siebie i wiara we własne możliwości poparte ciężką pracą uczyniły go tym kim jest. Nie powiedział wciąż jeszcze ostatniego słowa.
Komentarze
Napisz komentarz